Goto page Previous 1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 12, 13, 14 Next
PaweĹ PawĹowicz
Guest
Mon Jan 27, 2020 4:14 pm
W dniu 27.01.2020 o 11:24, Piotr Dmochowski pisze:
[...]
Quote:
Ja wiem że żyje się lepiej niż za komuny ale to nie powód żeby nie
zauważyć że mogło by się żyć jeszcze lepiej. Zresztą może przesadzam z
tym że żyje się lepiej, bo jak donosi NIK właśnie pobiliśmy rekord
umieralności, edukacja leży, w telewizji propaganda gorsza niż za starej
komuny, zdrowsi też nie jesteśmy, żarcie to kompletna porażka
Co do edukacji i propagandy pełna zgoda, ale w kwestii "żarcia" to
pojechałeś po bandzie aż iskrami posypało. Z analizą żywności mam
zawodowo związek (łatwo sprawdzić jaki) od wielu lat, nie ulega cienia
wątpliwości że jakość żywności poprawiła się kolosalnie (!) od czasów
komuny.
W kwestii wymiany pieniędzy w roku 50, zapytałem moją mamę. Miała wtedy
21 lat i pomagała swojemu tacie w prowadzeniu sklepu, którego był
właścicielem. W banku nie było limitu, przy wymianie gotówki był. Na
pytanie, czy straciliście, padła odpowiedź: tak, i to sporo. Problem
polegał na tym, że obrót bezgotówkowy wtedy praktycznie nie istniał,
pieniądze na towar leżały w skarpecie.
W kwestii płatności bezgotówkowych: na ostatnich wakacjach byłem z
rodziną na Islandii. W pierwszym hotelu zapytałem o kantor,
recepcjonista nie wiedział, o co chodzi. Po wyjaśnieniach dowiedziałem
się, że pieniądze mogę wymienić w banku, ale nie ma to sensu, bo
wszędzie można płacić kartą. Po obejrzeniu kursu w banku stwierdziłem,
że autentycznie nie ma to sensu, a jak się okazało, terminale są nawet w
kiblach na kompletnym zadupiu (nawiasem, większość kibli jest
bezpłatna). Papierowe eura przywiozłem do Polski, a islandzkich koron
nawet nie dotknąłem. Chociaż wydałem ich dobrze ponad milion :-)
P.P.
JarosĹaw SokoĹowski
Guest
Mon Jan 27, 2020 4:17 pm
Pan Michał Jankowski napisał:
Quote:
Nie zarekwirowała mi ich. Gdybym chciał je osobiście przepuścić,
dajmy na to w Paryżu, to by mi je z ciężkim sercem wypłaciła.
Ale wolała je przepuścić sama -- stąd bonifikata przy wypłacie
w lokalnej walucie.
Nie pamiętam szczegółów, ale były ograniczenia przy podejmowaniu
tych pieniędzy z konta.
Mogł działać §22 -- paszport dla tych, co mają legalne dolary,
a dolary z banku tylko na paszport. Ale to chyba nie był realny
problem. Coś sobie przypominam jakieś promesy, ale nie pamiętam,
czy na wypłatę, czy na paszport. W każdym razie za komuny lokaty
dolarowe były masakrycznie wysoko oprocentowane. Chyba 7 czy nawet
9% rocznie! Tak bardzo czerwonemu zależało na walucie. A za wypłatę
w bonach (wtedy bez paszportu) dodawał jeszcze 10-20% (jednorazowo).
--
Jarek
JarosĹaw SokoĹowski
Guest
Mon Jan 27, 2020 4:23 pm
sczygiel@gmail.com napisał:
Quote:
Nie mogę niczego sensownego znaleźć. Realia wymiany z 1950 poznałem z
żywych opowieści starszych. Być może limit gotówki nie miał charakteru
formalnego, lecz psychologiczny. Bycie kułakiem, zwłaszcza filmowanym
przez PKF -- to nie wróżyło niczego dobrego, jeśli chodzi o dalsze
życie w PRL. Z mojego dzieciństwa, pewnie nieco późniejszego, pamiętam
spore ilości banknotów z przed wymiany. Koledzy z podwórka mieli i byli
gotowie kupować za nie inne, równie potrzebne (dzieciom) rzeczy. Skądeś
się ta makulatura u ludzi wzięła.
Limitu nie bylo.
Ale byly konsekwencje miekkie jak sie ujawnilo ile sie nazbieralo:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1509906,1,1950-r-dziesiec-dni-ktore-wstrzasnely-portfelem.read
Do tych "miękkich konsekwencji" nieraz trzeba było mieć twardą dupę.
--
Jarek
PaweĹ PawĹowicz
Guest
Mon Jan 27, 2020 4:28 pm
W dniu 27.01.2020 o 16:17, Jarosław Sokołowski pisze:
[...]
Quote:
Mogł działać §22 -- paszport dla tych, co mają legalne dolary,
a dolary z banku tylko na paszport. Ale to chyba nie był realny
problem. Coś sobie przypominam jakieś promesy, ale nie pamiętam,
czy na wypłatę, czy na paszport.
Promesa była prawem do wymiany limitowanej ilości złotówek na twardą
walutę po kursie bankowym, bardzo znacznie niższym, niż czarnorynkowy.
Dostawało się ją przy wyjeździe, ale chyba tylko w przypadku wyjazdu
zorganizowanego. Szczegółów nie pamiętam.
P.P.
RoMan Mandziejewicz
Guest
Mon Jan 27, 2020 4:32 pm
Hello Paweł,
Monday, January 27, 2020, 4:14:10 PM, you wrote:
Quote:
Ja wiem że żyje się lepiej niż za komuny ale to nie powód żeby nie
zauważyć że mogło by się żyć jeszcze lepiej. Zresztą może przesadzam z
tym że żyje się lepiej, bo jak donosi NIK właśnie pobiliśmy rekord
umieralności, edukacja leży, w telewizji propaganda gorsza niż za starej
komuny, zdrowsi też nie jesteśmy, żarcie to kompletna porażka
Co do edukacji i propagandy pełna zgoda, ale w kwestii "żarcia" to
pojechałeś po bandzie aż iskrami posypało. Z analizą żywności mam
zawodowo związek (łatwo sprawdzić jaki) od wielu lat, nie ulega cienia
wątpliwości że jakość żywności poprawiła się kolosalnie (!) od czasów
komuny.
Nie mam pojęcia, o jakiej żywności myślisz ale jeśli chodzi o mięso i wędliny,
to ilość pompowanej w nie wody i żeli jest zastraszająca. Jak widzę
etykietę z zawartością boczku w boczku 64% to nawet nie myślę o
kupnie. Gorzej, gdy już normalnego boczku wędzonego nie ma gdzie
kupić.
Za komuny receptury wędlin były ścisłe a za fałszowanie szło się
siedzieć. Prywatne zakłady konkurowały z państwowymi JAKOŚCIĄ.
Ja pamiętam polędwicę sopocką jako wędlinę wędzoną na zimno, która
kroiło się na cieniutkie plasterki, o pięknym, tęczowo lśniącym
przekroju. Teraz jako polędwicę sopocką sprzedaje się jakieś gotowane,
napompowane wodą i żelatyną mięso i już nawet nie próbuje sie udawać,
że to choć chwilę leżało obok wędzarni.
[...]
--
Best regards,
RoMan
Nowa strona:
http://www.elektronika.squadack.com (w budowie!)
JarosĹaw SokoĹowski
Guest
Mon Jan 27, 2020 4:39 pm
Pan Paweł Pawłowicz napisał:
Quote:
Ja wiem że żyje się lepiej niż za komuny ale to nie powód żeby nie
zauważyć że mogło by się żyć jeszcze lepiej. Zresztą może przesadzam
z tym że żyje się lepiej, bo jak donosi NIK właśnie pobiliśmy rekord
umieralności, edukacja leży, w telewizji propaganda gorsza niż za
starej komuny, zdrowsi też nie jesteśmy, żarcie to kompletna porażka
Co do edukacji i propagandy pełna zgoda, ale w kwestii "żarcia" to
pojechałeś po bandzie aż iskrami posypało. Z analizą żywności mam
zawodowo związek (łatwo sprawdzić jaki) od wielu lat, nie ulega cienia
wątpliwości że jakość żywności poprawiła się kolosalnie (!) od czasów
komuny.
Też tak uważam, ale ponieważ nie mam z tym "zawodowych związków",
to trudno mi przekonywać "wiedzących lepiej". Oni przeważnie też
"wiedzą", że żarcie było wtedy tanie. Tu już mogę wysłać do czytelni
celem przejrzenia roczników statystycznych. Jednak to też na nic, bo
oni przeważnie niepiśmienni.
--
Jarek
JarosĹaw SokoĹowski
Guest
Mon Jan 27, 2020 4:48 pm
Pan Paweł Pawłowicz napisał:
Quote:
Mogł działać §22 -- paszport dla tych, co mają legalne dolary,
a dolary z banku tylko na paszport. Ale to chyba nie był realny
problem. Coś sobie przypominam jakieś promesy, ale nie pamiętam,
czy na wypłatę, czy na paszport.
Promesa była prawem do wymiany limitowanej ilości złotówek na twardą
walutę po kursie bankowym, bardzo znacznie niższym, niż czarnorynkowy.
Dostawało się ją przy wyjeździe, ale chyba tylko w przypadku wyjazdu
zorganizowanego. Szczegółów nie pamiętam.
Po "kursie turystycznym". Jak [dowolnokolorowo]rynkowy był koło stówy,
to turystyczny połowę tego. Oficjalny bankowy był 3,20 -- co znaczy, że
ludzie zarabiali tysiąc dolców na miesiąc. Dawali najpierw 130 dolarów
na osobę, a potem 150. Raz dostaliśmy z rodziną, na indywidualny
wyjazd. Może na to "promesa" mówili, nie pamiętam.
--
Jarek
Guest
Mon Jan 27, 2020 4:51 pm
W dniu poniedziałek, 27 stycznia 2020 04:02:54 UTC-6 użytkownik Jarosław Sokołowski napisał:
Quote:
MKi pisze:
1. Pod koniec 1950 roku w PRL była wymiana pieniędzy. *Każde* 100 zł na
koncie bankowym zamieniono na 3 nowe złote. Gotówkę zamieniano w proporcji
100 zł na 1 nowy złoty. Ale tu był limit, jedna osoba mogła wymienić tylko
niewielką ilość gotówki, mniej więcej tyle, ile wynosiła pensja. Miliony
pozostałych banknotów po prostu "zlikwidowano", stały sie makulaturą.
Czy mógłbyś poprzeć to jakimś linkiem? Ten limit?
Bo ja pamiętam z dzieciństwa (które przypadło już po wymianie)
kronikę filmową, w której pokazywano kułaka, co to przyniósł
do punkty wymiany walizki starych złotych i dostał nowe 1:100..
Ze stosownym komentarzem oczywiście, jak to w kronice filmowej.
Nie mogę niczego sensownego znaleźć. Realia wymiany z 1950 poznałem z
żywych opowieści starszych. Być może limit gotówki nie miał charakteru
formalnego, lecz psychologiczny. Bycie kułakiem, zwłaszcza filmowanym
przez PKF -- to nie wróżyło niczego dobrego, jeśli chodzi o dalsze
życie w PRL. Z mojego dzieciństwa, pewnie nieco późniejszego, pamiętam
spore ilości banknotów z przed wymiany. Koledzy z podwórka mieli i byli
gotowie kupować za nie inne, równie potrzebne (dzieciom) rzeczy.. Skądeś
się ta makulatura u ludzi wzięła.
Limitu nie bylo.
Ale byly konsekwencje miekkie jak sie ujawnilo ile sie nazbieralo:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1509906,1,1950-r-dziesiec-dni-ktore-wstrzasnely-portfelem.read
PaweĹ PawĹowicz
Guest
Mon Jan 27, 2020 5:00 pm
W dniu 27.01.2020 o 16:32, RoMan Mandziejewicz pisze:
Quote:
Hello Paweł,
Monday, January 27, 2020, 4:14:10 PM, you wrote:
Ja wiem że żyje się lepiej niż za komuny ale to nie powód żeby nie
zauważyć że mogło by się żyć jeszcze lepiej. Zresztą może przesadzam z
tym że żyje się lepiej, bo jak donosi NIK właśnie pobiliśmy rekord
umieralności, edukacja leży, w telewizji propaganda gorsza niż za starej
komuny, zdrowsi też nie jesteśmy, żarcie to kompletna porażka
Co do edukacji i propagandy pełna zgoda, ale w kwestii "żarcia" to
pojechałeś po bandzie aż iskrami posypało. Z analizą żywności mam
zawodowo związek (łatwo sprawdzić jaki) od wielu lat, nie ulega cienia
wątpliwości że jakość żywności poprawiła się kolosalnie (!) od czasów
komuny.
Nie mam pojęcia, o jakiej żywności myślisz ale jeśli chodzi o mięso i wędliny,
to ilość pompowanej w nie wody i żeli jest zastraszająca. Jak widzę
etykietę z zawartością boczku w boczku 64% to nawet nie myślę o
kupnie. Gorzej, gdy już normalnego boczku wędzonego nie ma gdzie
kupić.
Nikt nie każe Ci kupować szynki za 7.50, a z zakupem lepszej nie ma
problemu. Przynajmniej we Wrocławiu.
Quote:
Za komuny receptury wędlin były ścisłe a za fałszowanie szło się
siedzieć. Prywatne zakłady konkurowały z państwowymi JAKOŚCIĄ.
Teoretycznie. Na przedmiocie "Chemiczne i instrumentalne metody analizy
żywności" (nie ja wymyśliłem tą nazwę) robiliśmy wtedy oznaczenia
azotynów (dziś azotanów III) w wyrobach mięsnych. Czasem zawartość
mieściła się w normach, czasem były kilkukrotne przekroczenia. Po
zmianie systemu zrobiło się ciekawie: azotynów zwykle nie było, ale jak
się już trafiły, to przekroczenie było kilkudziesięciokrotne
(odświeżanie zzieleniałego mięsa). Po kilku latach wszystkie analizy
wychodziły tak samo: zero. I musiałem opracować nowe ćwiczenie, bo
zrobiło się nudno.
A jakbyś popatrzył na wyniki oznaczeń mykotoksyn w keczupie... to
dopiero była zabawa (nie odrzucano zgniłych pomidorów). Dziś
przekroczenia się nie zdarzają. Znowu nuda.
Quote:
Ja pamiętam polędwicę sopocką jako wędlinę wędzoną na zimno, która
kroiło się na cieniutkie plasterki, o pięknym, tęczowo lśniącym
przekroju.
Młody byłeś... ja też.
:-)
P.P.
PaweĹ PawĹowicz
Guest
Mon Jan 27, 2020 5:03 pm
W dniu 27.01.2020 o 16:48, Jarosław Sokołowski pisze:
Quote:
Pan Paweł Pawłowicz napisał:
Mogł działać §22 -- paszport dla tych, co mają legalne dolary,
a dolary z banku tylko na paszport. Ale to chyba nie był realny
problem. Coś sobie przypominam jakieś promesy, ale nie pamiętam,
czy na wypłatę, czy na paszport.
Promesa była prawem do wymiany limitowanej ilości złotówek na twardą
walutę po kursie bankowym, bardzo znacznie niższym, niż czarnorynkowy.
Dostawało się ją przy wyjeździe, ale chyba tylko w przypadku wyjazdu
zorganizowanego. Szczegółów nie pamiętam.
Po "kursie turystycznym". Jak [dowolnokolorowo]rynkowy był koło stówy,
to turystyczny połowę tego. Oficjalny bankowy był 3,20 -- co znaczy, że
ludzie zarabiali tysiąc dolców na miesiąc.
Moja pierwsza pensja wynosiła 12 dolców. Po kursie według pana spod Pewexu.
P.P.
JarosĹaw SokoĹowski
Guest
Mon Jan 27, 2020 5:25 pm
Pan Paweł Pawłowicz napisał:
Quote:
Nie mam pojęcia, o jakiej żywności myślisz ale jeśli chodzi o mięso
i wędliny, to ilość pompowanej w nie wody i żeli jest zastraszająca.
Jak widzę etykietę z zawartością boczku w boczku 64% to nawet nie
myślę o kupnie. Gorzej, gdy już normalnego boczku wędzonego nie ma
gdzie kupić.
Nikt nie każe Ci kupować szynki za 7.50, a z zakupem lepszej nie ma
problemu. Przynajmniej we Wrocławiu.
To może być bardziej złożony problem. Ja wędlin raczej mało, a jeśli
już, to tak bardziej za kilkadziesiąt złotych. Niedawno kupowałem
(w Biedronce) hiszpańską za 40-50. Facet przeda mną: "panie, jadł
pan to kiedy? ja kupiłem i musiałwm wyrzucić". Coś mu tam przebąkuje,
że akurat takie lubię, że już kupowałem, i tutaj i w Hiszpanii, a ta
akurat nie odbiega jakością od innych. "E, panie, ja tam wolę polskie".
Ludzie chyba faktycznie lubią te żelowane za 7,50. I jeszcze jedno
warto przypomnieć -- za komucha najtańsza kiełbacha, zwyczajna vel
mickiewiczowska, kosztowała złotych czterdzieści i cztery. Przy
pensjach podobnych do dzisiejszych.
Quote:
A jakbyś popatrzył na wyniki oznaczeń mykotoksyn w keczupie...
W telewizji mówili (wtedy), żeby nie pić nieprzegotowanego mleka
ze sklepu, bo można gruźlicy dostać.
Jarek
--
W telewizji czterej znawcy
Od nawozów i od świata
Oczekują, co się zdarzy
W Gwatemali za trzy lata
J.F.
Guest
Mon Jan 27, 2020 5:28 pm
Użytkownik "Paweł Pawłowicz" napisał w wiadomości grup
dyskusyjnych:5e2f0918$0$17343$65785112@news.neostrada.pl...
W dniu 27.01.2020 o 16:32, RoMan Mandziejewicz pisze:
Quote:
Za komuny receptury wędlin były ścisłe a za fałszowanie szło się
siedzieć. Prywatne zakłady konkurowały z państwowymi JAKOŚCIĄ.
Teoretycznie. Na przedmiocie "Chemiczne i instrumentalne metody
analizy żywności" (nie ja wymyśliłem tą nazwę) robiliśmy wtedy
oznaczenia azotynów (dziś azotanów III) w wyrobach mięsnych. Czasem
zawartość mieściła się w normach, czasem były kilkukrotne
przekroczenia. Po zmianie systemu zrobiło się ciekawie: azotynów
zwykle nie było, ale jak się już trafiły, to przekroczenie było
kilkudziesięciokrotne (odświeżanie zzieleniałego mięsa). Po kilku
latach wszystkie analizy wychodziły tak samo: zero. I musiałem
opracować nowe ćwiczenie, bo zrobiło się nudno.
Czyli teraz czyms innym sie konserwuje ?
Quote:
A jakbyś popatrzył na wyniki oznaczeń mykotoksyn w keczupie... to
dopiero była zabawa (nie odrzucano zgniłych pomidorów). Dziś
przekroczenia się nie zdarzają. Znowu nuda.
Tak swietnie odrzucaja te zgnile, czy takie metody maja, ze grzyby i
mykotoksyny ubite ?
J.
JarosĹaw SokoĹowski
Guest
Mon Jan 27, 2020 5:32 pm
Pan Paweł Pawłowicz napisał:
Quote:
Mogł działać §22 -- paszport dla tych, co mają legalne dolary,
a dolary z banku tylko na paszport. Ale to chyba nie był realny
problem. Coś sobie przypominam jakieś promesy, ale nie pamiętam,
czy na wypłatę, czy na paszport.
Promesa była prawem do wymiany limitowanej ilości złotówek na twardą
walutę po kursie bankowym, bardzo znacznie niższym, niż czarnorynkowy.
Dostawało się ją przy wyjeździe, ale chyba tylko w przypadku wyjazdu
zorganizowanego. Szczegółów nie pamiętam.
Po "kursie turystycznym". Jak [dowolnokolorowo]rynkowy był koło stówy,
to turystyczny połowę tego. Oficjalny bankowy był 3,20 -- co znaczy, że
ludzie zarabiali tysiąc dolców na miesiąc.
Moja pierwsza pensja wynosiła 12 dolców. Po kursie według pana spod Pewexu.
Był już Pewex, czy jeszcze Pekao? Taka była rzeczywistość -- a mimo tego
niektórzy twierdzą, że to dopiero teraz jesteśmy "kolonią zamieszkałą
przez niewolników".
Jarek
--
Podchodzą mnie wolne numery (szlofoksy takie, przyjemne)
Ja wtedy zdejmuję burbery (mam taki prochowiec pekaoski na kratce)
Mogę śpiewać, nucić do białego dnia...
J.F.
Guest
Mon Jan 27, 2020 5:35 pm
Użytkownik "Jarosław Sokołowski" napisał w wiadomości grup
dyskusyjnych:slrnr2u1hs.2s9.jaros@falcon.lasek.waw.pl...
Pan Paweł Pawłowicz napisał:
Quote:
Mogł działać §22 -- paszport dla tych, co mają legalne dolary,
a dolary z banku tylko na paszport. Ale to chyba nie był realny
problem. Coś sobie przypominam jakieś promesy, ale nie pamiętam,
czy na wypłatę, czy na paszport.
Promesa była prawem do wymiany limitowanej ilości złotówek na
twardą
walutę po kursie bankowym, bardzo znacznie niższym, niż
czarnorynkowy.
Dostawało się ją przy wyjeździe, ale chyba tylko w przypadku
wyjazdu
zorganizowanego. Szczegółów nie pamiętam.
Po "kursie turystycznym". Jak [dowolnokolorowo]rynkowy był koło
stówy,
to turystyczny połowę tego. Oficjalny bankowy był 3,20 -- co znaczy,
że
ludzie zarabiali tysiąc dolców na miesiąc. Dawali najpierw 130
dolarów
na osobę, a potem 150. Raz dostaliśmy z rodziną, na indywidualny
wyjazd. Może na to "promesa" mówili, nie pamiętam.
Najpierw "ksiazeczka walutowa".
Bo nazwa "promesa" mi sie troche kloci - to jest
przyrzeczenie/obietnica,
co tu obiecywac ?
Ze delikwent paszport dostanie ? Dostanie to wymieni, no chyba ze nie
dostanie, bo pilot wycieczki bedzie trzymal az do granicy.
Ale to mu zwykle zaswiadczenie wystarczy.
Promesa wydania paszportu to by mogla byc ... i na to przydzial dewiz
?
A sie przyda chocby do rezerwacji biletow czy wycieczki - bo po co
rezerwowac/kupowac, skoro nie wypuszcza ...
J.
PaweĹ PawĹowicz
Guest
Mon Jan 27, 2020 5:39 pm
W dniu 27.01.2020 o 17:32, Jarosław Sokołowski pisze:
[...]
Quote:
Moja pierwsza pensja wynosiła 12 dolców. Po kursie według pana spod Pewexu.
Był już Pewex, czy jeszcze Pekao?
A to mnie zażyłeś. 1979.
P.P.
Goto page Previous 1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 12, 13, 14 Next