Araneus Diadematus
Guest
Mon Oct 17, 2011 7:33 pm
Użytkownik "SDD" <sddwytnij@towszechwiedza.pl> napisał w wiadomości
news:j7hr73$aqp$1@news.onet.pl...
Quote:
Bateryjki to istna kopalnia surowcow dla chemika amatora:
- blaszki cynkowe do uzyskiwania wodoru (z kwasu solnego),
- braunsztym (MnO2) do uzyskiwania tlenu z wody utlenionej,
- elektroda weglowa - do elektrolizy dla uzyskiwania gazow roznych (wodor,
tlen, chlor, itp.)
No - i jeszcze po zaostrzeniu końcówek, zabawa w łuk elektryczny

Tylko
mocowanie być musi, bo się piekielnie grzeje...
Pamiętam, że "mściłem się" na jakimś padniętym akumulatorze samochodowym,
robiąc takim prętem łuk elektryczny, ale na tyle duży, ze przytapiałem
wyprowadzenia

Na rozrusznik już nie bardzo szło (ale szło), za to łuk był
tak śliczny, że pręcik, z baterii 3r12 zresztą, zapłonął żywym ogniem
Poza nadtopionymi wyprowadzeniami (klemy dawały się zacisnąć, nie szalałem
nazbyt), zjaranymi pałeczkami węglowymi (chyba 2 padły)

strat w
sprzętach, kablach, ludziach i otoczeniu nie było

Akumulator jeszcze
jakiś czas pochodził. Myślałem o zrobieniu lampki łukowej, tylko nie wiem,
czy wszystkie klisze w domu nie poprześwietlały by mi się

Ach, bardzo
dawne czasy, jeszcze mi piwa nie było wolno legalnie pić
A zasilacz, szczególnie z ograniczeniem prądowym, to było jedynie
marzenie...

A wydajność bateryjek była do dupy, nieładnie mówiąc...
Wiecie, że znów mi się zachciało takich dziecinnych zabaw, pamięta kto
jeszcze sztandarowy (bezpieczny dla otoczenia) dziecięcy zestaw bateria
3r12, żaróweczka 3.5 (i sporadycznie wyżej, potrafiło blok 7-piętrowy
przeskoczyć) :)
--
Alanné mba yi woma... wé

(...)
Né ma ka ni kaso, Né ma pané ka, (...)
We ya senga wé, Has wéhé...

)
(C) Wes Madiko - Alane
Eneuel Leszek Ciszewski
Guest
Tue Oct 18, 2011 12:57 am
"SDD" j7hr73$aqp$1@news.onet.pl
Quote:
Blaszki cynkowe odzyskiwałem...
Były do czegoś przydatne. :)
Bateryjki to istna kopalnia surowcow dla chemika amatora:
- blaszki cynkowe do uzyskiwania wodoru (z kwasu solnego),
Kolegi matka pracowała w jakimś laboratorium. Któregoś razu
poprosiliśmy ją o kwasy -- azotowy i siarkowy... Stężone...
Kobieta na to, że oba są trochę

niebezpieczne, ale razem
dają niebezpieczną substancję, dlatego nam nie ich da... Ale
zastanawiała się dłuuugo... I niewiele brakowało, a dałaby je
nam. Gdyby nie to, że prosiliśmy o oba naraz...
M -- Słyszeliście coś o nitroglicerynie?
K -- Tak...
E ~~ [orzesz!!! mieliśmy milczeć, a on puszcza parę z gęby!!!
oficjalnie nie mamy pojęcia o materiałach wybuchowych,
a kwasy są nam potrzebne do... rozpuszczania metali?...
tak mocno stężone?... trochę było to podejrzane, ale że
nie umieliśmy poradzić sobie ze słabymi stężeniami...]
M -- No właśnie...
K -- Dziadek ma tabletki nitrogliceryny...
E -- Na serce...
M -- to ta kobieta, matka Jarka Lacha, z domu Kozicka, ale nie pamiętam
już jej imienia (opisana rzecz ma swe miejsce jakieś 35 lat
temu -- mamy wtedy po kilka lat)
K -- kolega
E -- Eneuel (to znaczy ja; Eneuel powstaje 11 lat temu, i jest to inny
Eneuel, nie ten obecny, na dodatek -- powstaje w formie duchowej,
nie cielesnej, gdyż ciało dąży do złego... ale wówczas istnieje
Leszek Ciszewski)
Ale nie dała mimo tego wybiegu... Dziadek Jarka chyba naprawdę
miał te tabletki. (ale nie wiem, czy ich używał)
Wiedziała, że chcemy ,,postrzelać''... Koledzy w okolicy mieli trotyl
z ładunków wybuchowych, mieli broń, pociski... Podziurawione kurtki,
pozszywane nogi...

My poszliśmy inną drogą -- chcieliśmy produkować
dynamit, zamiast wygrzebywać (a raczej -- wytapiać, co było trochę
niebezpieczne) trotyl...
Wszyscy razem marzyliśmy o plastykowych

zabawkach...
Wkrótce po tej prośbie zły los przeniósł Jarka do jego rodziców...
Gdzieś na ulicę Ciepłą... O dynamicie mogliśmy już tylko marzyć...
Nie tylko nikt z nas nie miał plastyku, my nie mieliśmy nigdy
trotylu (konkurencja po jakimś czasie oddała zbiory milicji
obywatelskiej -- po wielkiej wpadce, więc szanse wyrównały
się) to nawet nitrogliceryna zostawała poza naszym zasięgiem...
A później wydoroślałem...
W ogólniaku już nikt nawet o dynamicie nie marzył!
Jakieś {cenzura} i {cenzura}...
Czarek Dobrzyński ponoć puścił z wiatrem jakieś drzwi
(została z nich cześć framugi) i szyby w oknach...
Ja postrzeliłem się raz, raz solidnie poparzyłem
manewrując z jakąś pastylką odpalaną za pomocą pistoletowej lutownicy...
Mama Czarka mnie kurowała... Śmiała się ze mnie...
Ale gdy dotknęła skóry mojej ręki -- przestała się śmiać...
Nie musiała wiedzieć o tym, że palił się na mojej ręce napalm, gdy byłem dzieckiem...
I smoła...
Im człowiek był starszy, tym gorszym dysponował materiałem niekrawieckim...
Lenistwo... Zaniechanie doświadczeń... Wygodnictwo... Marzenia o lataniu
podwodnym (o materiałach tak płonących, aby było możliwe strzelanie
rakiet spod wody) i w ogóle gnuśnienie...
Jacek Margos odpalał zabawki na przerwach lekcyjnych...
Robił doświadczenia w piwnicy -- a mieszkał w bloku...
Marek Fedyk (syn prokuratora?) na ,,poligonie'' palił modele samolotów...
Obaj startowali do Asi Taras.
(czy Asia Taras do nich -- już nie pamiętam...
dość, że Darek zapewniał mnie o tym, że ani
Asia nie jest dziewicą, ani Bogusia Kuryłowicz)
To właśnie drzwi z bloku Asi rozwalił Jacek z Czarkiem...
Na dodatek to ona dała im cukier puder, którego nie zabrali
ze sobą -- bo jeden zwalał obowiązek dostarczenia cukru na
drugiego, a cukier był potrzebny do lontu...
Quote:
- braunsztym (MnO2) do uzyskiwania tlenu z wody utlenionej,
Tlen można było mieć ze zwykłej wody. I z masy utleniaczy.
Toż nie zapakuję ampułki z tlenem do zabawki... ;)
Quote:
- elektroda weglowa - do elektrolizy dla uzyskiwania gazow roznych (wodor, tlen, chlor, itp.)
Jakiś czas gromadziłem, później wywalałem jako bezużyteczne.
Same metalowe końcówki (z mosiądzu?) do czegoś były potrzebne...
-=-
Gdy mi płonęły ręce -- nie myślałem o tym, aby przestać.
Gdy postrzeliłem się głupio -- obiecałem sobie, że to koniec!
Gdy poparzyłem rękę (i tak dobrze, że schowałem się za szybą,
bo zachowałem oczy? -- ja mam okulary lecznicze!!!) postanowiłem
ostatni raz, że te pokazy będę jedynie oglądał z dużej odległości...
Jakiś czas chyba wspierałem kolegów różnymi sposobami, sam jednak
nie dotykałem ,,chemikaliów''. ;)
-=-
Teraz chyba nie wolno tym bawić się...
Co za czasy!!!
Nic nie powróci. Oto czasy
już zapomniane; tylko w lustrach
zasiada się ciemność w moje własne
odbicia -- jakże zła i pusta.
Gdy byłem dzieckiem, można było czytać o tym, jak budować materiały wybuchowe,
jakich środków (i zewnętrzy -- oczywiście też) bezpieczeństwa użyć, ile czego
trzeba na jaki efekt (na przykład -- aż jeden kilogram trotylu na rozerwanie
jednej szyny kolejowej w jednym miejscu!!!) a nawet można było kupić gotowce
czy półgotowce... Piorunian rtęci był niemal wszędzie dostępny...
Jakieś korki, kapiszony, pistonki... Te zabawki nie ciągnęły -- chyba, że
oficjalnie.

Lub przy tak zwanych obcych...
I (oczywiście!!!) pokazówki ostrzegające -- na przykład przestrzelona ręka...
Janusz Pańkowski i jego rodzina... Jednego zszywali w szpitalu kilka godzin...
Popełnili wtedy (tak nam opowiadali -- nie wiem, jak było naprawdę) głupi
błąd! Wytapiali pociski artyleryjskie... Robili to wielokrotnie, ale tego
dnia chyba im coś odbiło... Powyłazili z okopu, myśląc, że pale_nisko zgasło...
Nie zgasło -- i nie wytopił się ładunek, ale wybuchł, gdy byli niedaleko, poza
ukryciem... To właśnie wtedy milicja miała dość i zabrała im zabawki, o których
istnieniu wiedział tak zwany każdy... Chyba karabinu (sprzed 200 lat?) im nie
zabrali... Z takimi bagnetami ,,krzyżakowymi''... I tego, co matka Janusza
zdołała ukryć na czas... Pamiętam ją jako bardzo dobrą kobietę.

Zawsze
częstowała nas czekoladkami i innymi smakołykami, o które było co najmniej trudno...
Janusz był prawosławny, ja byłem katolikiem rzymskim, Jarek był ateistą...
Mieśmy około 10 lat, gdy Jarek przeniósł się do centrum, na ulicę Ciepłą...
Były rowery, oni dwaj mieli motorynki i motorowery, ale przyjaźń rwała się...
Z czasów ogólniaka, w sklepie:
-- Jest pyłek aluminiowy?
S -- Do malowania?
-- Tak.
S -- Nie ma!!
-- A do strzelania?
S -- To jest!

:)
S -- sprzedawca. :)
W podstawówce mieliśmy tyle zapału, że myśleliśmy czasami o mieleniu aluminium...
Chyba jeszcze Margos o tym wspominał... Ale w żartach...
W czasopismach dla chłopców (ale takich czasopismach, w których nie
było rozebranych dziewczynek) były opisy użytecznych pokazów...
....płonącej ziemi na przykład...
-=-
Po latach okazało się, że do budowy solidnej bomby nie potrzeba ani
trotylu, ani dynamitu, ani niczego szczególnego czy niebezpiecznego...
Burzenie całych bloków mieszkalnych okazało się proste...
Ale słowa swego nie złamałem -- nigdy już po poparzeniu ręki nie zabrałem
się za to osobiście.

Fotografia, Fortran, motocykl, samochód, rower...
Książki, czasopisma, popierdolone psychocośtamy... Nawet namawiali mnie
na filozofię -- na szczęście na fizyce mi przeszło zupełnie zainteresowanie
,,nauką'' wyzwoloną z ,,okowów'' rozumu i z rzeczywistości!!!
Rower i motocykl zimą? -- owszem... A miałem przecież kłopoty z kolanami... :)
-=-
Kilka osób ze wspomnianych wyżej -- nie żyje już.
Nie tylko ówcześni dorośli (matka Janusza) odeszli,
ale i moi rówieśnicy, i młodsi ode mnie. Jest i śmierć
tragiczna (utonięcie -- miał zaledwie paręnaście lat,
czy nawet tego nie miał) i niepojęta, i z powodu złego
stanu zdrowia, we śnie...
Żadna z tych osób (chyba żadna) nie poniosła śmierci w wyniku wybuchu,
spalenia, poparzenia, postrzelenia, samobójstwa, zatrucia itp...
Ja kontuzjowałem ,,połowę'' swoich stawów i kości...
(prawą rękę może i ponad 20 razy!!!)
Po poparzeniach (tych z dzieciństwa, i tym z ogólniaka) nie ma śladu.
Po dziurze w ręce została jaśniejsza plamka.
Nie ma śladu nawet po obcięciu koniuszka kciuka...
Mam za to uszkodzenia kręgosłupa -- spowodowane chłodem, wilgocią i brakiem ruchu.
Połomotane biodra i kolana -- od dziecka miałem reumatyzm i kłuto mnie zawzięcie
w dupsko Penicyliną i Debecyliną... Kiedyś upadłem, biegnąc -- straciłem przytomność,
w efekcie czego mam kłopoty z prawym nadgarstkiem i uszkodziłem biodro, innym razem
łomotnąłem w słup -- ,,nogę'' tablicy drogowej stojącej na chodniku, gdy szybko biegłem...
Miałem po tym sparaliżowaną prawą rękę przez około pół doby.

Łomotnąłem klatką piersiową
i szyją -- ręka powali wracała do zdrowia i jeszcze następnego dnia miałem kłopot w pisaniu...
Tuż po łomotnięciu zwisała bezwładnie.

Nie mogłem przez długi czas nabrać
powietrza -- w efekcie łomotnięcia klatką piersiową. :)
No i mam astmę.

Gdy biegam -- czasami brakuje mi powietrza.
Ale to nie jest astma wysiłkowa, lecz alergiczna.

Powietrza
brakuje, bo płuca ogólnie są za słabe. Zbyt długo chorowałem.
Ale zamierzam biegać długo, szybko, namiętnie

i bez wysiłku.
Za kilka lat (NFZ nie śpieszy się) zamierzam stanąć na głowie
dosłownie -- choć dziś z trudem ruszam tą głową.

(trzeszczy

szyja)
-=-
Zdrowka życzę.

To, co napisałem wyżej nie jest moją fantazją?
Jest -- a czyją ma niby być?

Na podstawie czyjej fantazji mam żyć?
Opisałem swoje przeżycia, możliwie szczegółowo i dokładnie, bez używania
kłamstw.

Opisane wydarzenia i osoby (także ich imiona i nazwiska) są
autentyczne -- ja także. :)
--
.`'.-. ._. .-.
.'O`-' ., ; o.' eneuel@@gmail.com '.O_'
`-:`-'.'. '`\.'`.' ~'~'~'~'~'~'~'~'~ o.`.,
o'\:/.d`|'.;. p \ ;'. . ;,,. ; . ,.. ; ;. . .;\|/....